Reklama

Postanowiłyśmy zamienić iskierkę nadziei w płomień walki!

28/05/2017 22:28

21 maja zakończyły się Mistrzostwa Polski Młodziczek w siatkówce. Najlepszą drużyną zawodów została ekipa UMKS MOS Wola Warszawa. Dziś mam przyjemność porozmawiać z jedną z kluczowych zawodniczek wolskiego zespołu, dwukrotną MVP spotkań w Dębicy. Moim i Państwa gościem jest najlepsza rozgrywająca Mistrzostw Polski – Julia Kabala.  

 

Marcin Kalicki: Na wstępie gratuluję ogromnego sukcesu.

Julia Kabala: Bardzo dziękuję za gratulacje. Złoty medal i Mistrzostwo Polski Młodziczek to było moje wielkie marzenie. Już znalezienie się w finałowej ósemce najlepszych drużyn Polski to ogromne wyróżnienie, ale nie ukrywam, że po półfinałach, które przeszłyśmy koncertowo miałyśmy nadzieję na dobry wynik.

M.K.: Wróćmy zatem do turnieju finałowego. Pierwszy mecz wygrany, ale nie byłyście zadowolone do końca z tego zwycięstwa.

J.K.: Nie zaczęło się dobrze, pierwszy mecz z Impelem Wrocław „grałyśmy na stojąco”, z trudem zdobywałyśmy punkty, nie kończyłyśmy piłek, ale cel udało się osiągnąć – wygrałyśmy 2:0.

M.K.: Kolejne spotkanie rozegrane było o nietypowej porze.

J.K.: Drugi mecz z Legionovią Legionowo grałyśmy późnym wieczorem. Nie chcę nas usprawiedliwiać, bo obie drużyny grały o tej samej porze, ale na boisku po prostu spałyśmy. Nie wychodziło nic. Przegrałyśmy pierwszego seta do 22, ale za to w drugim jakby udało się nam wskoczyć na właściwe obroty. Niestety w tie-breaku zawodniczki Legionovii wykorzystały naszą słabą formę i wygrały do 11. Ze spuszczonymi głowami wracałyśmy do pokoju, zastanawiając się, co się stało. Większość z nas nie mogła zasnąć. Pod znakiem zapytanie pozostało wyjście z grupy do pierwszej czwórki mistrzostw. A tu wszyscy stawiali nas w roli faworyta tego turnieju.

M.K.: I musiałyście pokazać w ostatnim meczu grupowym, że faktycznie tym faworytem jesteście.

J.K.: Mecz z Energetykiem Poznań był dla nas ważny nie tylko dlatego, że chciałyśmy wyjść z grupy z „podniesioną głową”, ale chciałyśmy pokazać, że umiemy grać w siatkówkę i nie zawieźć naszych rodziców i wiernych kibiców, którzy jeżdżą za nami po całej Polsce. Udało się! Nie był to nasz najlepszy mecz, ale jak „dobry rzemieślnik” konsekwentnie grałyśmy „na punkty”. Mecz zakończyłyśmy w dwóch setach do 22 i do 17.

M.K.: Rywal półfinałowy był Wam znany, choć pora rozegrania meczu ponownie nietypowa.

J.K.: Wiedziałyśmy, że naszym półfinałowym przeciwnikiem będzie MKS Dwójka Zawiercie. Starałyśmy się obserwować ten zespół podczas rozgrywek grupowych, ale tak naprawdę wiadomo, że każdy dzień i każdy mecz jest inny. Do pojedynku podeszłyśmy w pełni skoncentrowane, choć pora, kiedy przyszło nam rozegrać ten mecz nie ułatwiała nam zadania, zaczęłyśmy spotkanie tuż przed 22.00.

M.K.: Rozpoczęłyście znakomicie.

J.K.: Wiedziałyśmy, że ten mecz może otworzyć nam drzwi do uprawnionego finału i postanowiłyśmy nie stracić tej szansy. Ruszyłyśmy mocno w pierwszym secie. Wiedziałyśmy, że jesteśmy już tak blisko, że nie oddamy tego finału. Pierwszego seta wygrałyśmy do 14, ale już w drugim koleżanki z Zawiercia stawiły nam opór. Walczyłyśmy punkt za punkt, choć zmęczenie i późna pora dawały się we znaki to wiedziałyśmy, że jeśli dopuścimy do tie-breaku to możemy nie wytrzymać tego fizycznie. Ciężko walczyłyśmy w fazie grupowej, przeszłyśmy wiele trudnych chwil i byłyśmy bardzo zdeterminowane. Wygrałyśmy drugi set do 23 i cały mecz 2:0. Radości nie było końca, wiedziałyśmy, że mamy medal, zagadką był tylko jego kolor, ale o tym miałyśmy się przekonać następnego dnia rano.

M.K.: W meczu o złoto spotkałyście się ze swoim odwiecznym rywalem w derbach stolicy. Łatwo nie było.

J.K.: Drużynę Ateny Warszawa znamy bardzo dobrze. Spotykałyśmy się przez cały rok w rozgrywkach eliminacyjnych, w finałach Mazowsza, na turniejach i nigdy nie było łatwo z nimi grać. Dziewczyny mają świetne parametry, są zgrane i bardzo ciężko przepracowały ostatni sezon, dlatego z wielkimi obawami przystąpiłyśmy do meczu finałowego, aczkolwiek z wielką wolą walki i nadzieją na wygraną. W pierwszym secie do 11, grałyśmy „punkt za punkt”, ale potem coś jakby stanęło. Atena bardzo dobrze zagrywała, nie byłyśmy w stanie dokładnie przyjąć, wpadały nam przypadkowe piłki i siatkarskie szczęście było po stronie naszych przeciwniczek. Przegrałyśmy seta do 12 i z bezsilnością w oczach zmieniałyśmy strony boiska.

M.K.: I nagle coś Was odmieniło…

J.K.: Trenerzy cierpliwie dawali nam wskazówki, tłumaczyli i podtrzymywali w nas tę „iskierkę nadziei”, która tliła się w nas jeszcze. Przypomniałam sobie wtedy słowa trenera juniorów MOS Wola Warszawa Konrada Copa: „ Jak już się jest w finale to trzeba sobie ten finał po prostu wyszarpać” i my młodziczki MOS Wola to zrobiłyśmy. Wiedziałam, że mamy waleczny, ambitny zespół i że nie z takich opresji już wychodziłyśmy, a przecież gra toczy się dopóki ostatnia piłka nie spadnie na parkiet. Nie miałyśmy już nic do stracenia, więc postanowiłyśmy zamienić tę „iskierkę nadziei” w „płomień walki” o złoty medal. Każda z nas podtrzymywała się nawzajem na duchu: słowami, spojrzeniami, oklaskami i „przybijaniem piątek”.

M.K.: Widać to było w kolejnej partii.

J.K.: W drugim secie postanowiłyśmy nie odpuścić ani na chwilę, nawet na minutę się nie rozproszyłyśmy, choć prawie cała sala kibicowała Atenie, oprócz naszych wiernych kibiców – rodziców. Coś zaskoczyło, zaczęło wychodzić, powoli wchodziłyśmy na swoje obroty. Zagrałyśmy ostrą zagrywką, a to wybiło rywalki z rytmu, przyjęcia były co raz dokładniejsze i to ułatwiło mi prowadzenie gry. Mogłam zagrać bardziej kombinacyjnie, a czasami również kiwnąć z drugiej piłki. Nareszcie do nas uśmiechnęło się szczęście i to na naszą korzyść spadło parę przypadkowych punktów w boisko przeciwniczek. Drugi set wygrałyśmy do 22 i wtedy już byłam pewna, że nie damy sobie odebrać zwycięstwa z rąk.

M.K.: Przyszedł czas na pewnego rodzaju loterię, jaką jest każdorazowo tie-break. Poradziłyście sobie w nim jednak znakomicie.

J.K.: Kilka dobrych, ostrych zagrywek, kilka bloków i atomowe ataki moich koleżanek pozwoliły nam szybko wyjść na kilkupunktowe prowadzenie. Przy znacznej przewadze wiadomo jest, że gra się swobodniej, można zaryzykować i zagrać bardziej kombinacyjnie, po prostu na luzie zagrać swoje. I tak też zrobiłyśmy. Do końca meczu byłyśmy w pełni skoncentrowane, pilnowałyśmy wyniku, nie pozwoliłyśmy przeciwniczkom zdobyć pod rząd kilku punktów. Dziewczyny „ryły parkiet”, walczyły o każdą piłkę i skutecznie kończyły akcję. I to był klucz do sukcesu. Nasza drużyna to „prawdziwe walczaki”, jestem dumna z moich koleżanek z zespołu, za ich siłę walki, determinację, ambicję i umiejętność walki do ostatniej piłki. Ten mecz pokazał, że możemy na siebie liczyć w najcięższych, nawet wydawałoby się beznadziejnych sytuacjach. To był dla mnie wielki zaszczyt zagrać w tak doborowym towarzystwie. Dziewczyny WIELKIE DZIĘKI!

M.K.: Czym dla Ciebie jest ten medal?

J.K.: Złoty medal Mistrzostw Polski Młodziczek to dla mnie spełnienie dziecięcych marzeń. Rok temu zdobyłam brązowy medal Mistrzostw Polski w Tucholi i z odrobiną zazdrości w oku spoglądałam na Mistrzynie Polski z Rumii. W tym sezonie to moja drużyna została Mistrzem Polski Młodziczek. To niesamowite osiągnięcia, cały czas nie mogę w to uwierzyć, choć wciąż spoglądam na mój złoty medal, oglądam zdjęcia i przyjmuję gratulacje. Dla mnie to był bardzo udany turniej, zdobyłam dwa razy MVP meczu, zostałam najlepszą rozgrywającą młodziczek w Polsce, a przede wszystkim zobaczyłam uśmiechy na twarzach moich koleżanek z zespołu, łzy szczęścia i po tylu latach ciężkiej wspólnej pracy mogłyśmy się uścisnąć się razem w geście zwycięstwa. Ogromne podziękowania należą się również naszemu sztabowi trenerskiemu, za ich wytrwałość, wyrozumiałość i konsekwencję w działaniu. Byłam wdzięczna trenerowi Lizińczykowi za opanowanie i spokój, którym nas obdarzał w tych najtrudniejszych chwilach, trenerce Elżbiecie za trafne uwagi i wskazówki dotyczące prowadzenia gry oraz trenerowi Miecznikowskiemu za wsparcie, wiarę w zwycięstwo i bardzo dobre prowadzenie rozgrzewki przed meczami. Dziękuję i gratuluję jednocześnie wszystkim zawodniczkom, nie tylko tym, którym udało się dotrzeć na Mistrzostw Młodziczek do Dębicy, ale również tym, które walczyły w swoich województwach o zwycięstwa, tym, które grały w ćwierćfinałowych i półfinałowych turniejach. Jestem dumna, że należę do tej wielkiej siatkarskiej rodziny.

M.K.: A dlaczego zdecydowałaś się na grę w siatkówkę?

J.K.: Piłka siatkowa to piękna dyscyplina sportu i jak każdy sport wymaga od nas wiele wyrzeczeń i ciężkiej pracy, ale pozwala realizować swoje marzenia, nawet, a może przede wszystkim trudne do spełnienia. Dlatego grajcie, walczcie i wierzcie…bo to naprawdę się wydarzyło, jestem Mistrzynią Polski Młodziczek!

M.K.: Dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych sukcesów.

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Stanisław Adam Kamiński Rosa - niezalogowany 2017-05-29 00:02:12

    Rodzina z Woli. Wspaniały i profesjonalny wywiad. I taka sama gra walczaków czy wolczaków i wolczanek! :-) ;-) CONGRATULATIONS :-)) Brawo wspaniałe dziewczyny! :-) ;-) :-))

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo iWola.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do